#2 DENKO

Hej Gwiazdy!

Dziś przychodzimy z drugą odsłoną denka, a więc kosmetyków, które skończyłyśmy albo właśnie kończymy. Na pewno z niektórymi z nich rozstajemy się z bólem serca, a niektóre wyrzucamy z radością, że już ich nie ma.


Robicie sobie listę rzeczy, które Wam się sprawdziły i które planujecie kupić ponownie, najlepiej w zapasie? My tak, najczęściej zostawiając puste opakowania, żeby było wiadomo co i jak. Dlatego właśnie przedstawiamy Wam to zestawienie. Jednak chcemy Was również ostrzec przed wydawaniem pieniędzy w błoto, licząc się z tym, że dla niektórych z Was produkty te okażą się hitem. 

1. Bielenda Uszlachetniony Olejek Arganowy do Oczyszczania i Mycia Twarzy. Po wielkim bum! na oczyszczanie twarzy za pomocą olejków, jaki pojawił się w blogosferze, sięgnęłam po produkt, którego marka rzadko mnie rozczarowywała. Zachęciło mnie także opakowanie z pompką, ułatwiające codzienną pielęgnację. Niestety nie pomogło to uratować faktu, że produkt ten, jest dla mnie bublem. Nie oczyszcza tak jak trzeba, nie nawilża tak jak trzeba, ogólnie, szkoda pieniędzy. Nie wrócę do niego. 



2. Tołpa Normalizujący płyn micelarny do mycia twarzy. Dostałam wersję mini od Patki i stosowałam go jako tonik. Świetnie działał na mojej skórze i pomimo małej pojemności (75ml), był naprawdę mega wydajny. Skóra była matowa, napięta, ale przyjemna w dotyku. Tołpa to firma, po której produkty sięgam bez większego stresu, bo dotychczas, zawsze okazywały się hitem. Jak tylko dorwę gdzieś pełną wersję to na pewno się w nią zaopatrzę. Polecam mocno.



3.  Loreal Maska z glinką rozświetlająca. Maseczki z glinką to moje must have pielęgnacji, z powodu mieszanej i niechętnej do współpracy cery. Najczęściej kupuję maseczki w wersji "na jeden raz", ale skusiłam się na promocji (w Hebe?) na tę w słoiczku z Loreal. Czy żałowałam? Stanowczo nie. Świetnie oczyszcza, ładnie pachnie, choć dość intensywnie, jest mega gęsta, ale nie ma problemu z wyciągnięciem jej z opakowania. Co najważniejsze, działa bardzo kojąco na cerę z niedoskonałościami. Jednak nie jestem pewna czy kupię kolejne opakowanie. Dużą przewagę mają maseczki w saszetkach, ponieważ nie kosztują dużo, a można testować przeróżne wersje. Jednak jeśli ktoś z Was zastanawia się czy kupić, to polecam, bo warto.


                   

4. Oceanic Long 4 Lashes. Tę odżywkę do rzęs, na pewno zna wiele z Was. Ja znam ją od dwóch lat. To moje 3 opakowanie i na pewno będzie następne. Wiem, słyszałam opinię, iż w jej składzie znajdują się bardzo niedobre rzeczy. Czy mi to przeszkadza? Dopóki nie dzieje się nic z moim zdrowiem, to nie. Moje rzęsy zdecydowanie odżyły dzięki niej. Są długie, podkręcone, elastyczne. Nigdy nie byłam zwolennikiem sztucznych rzęs typu 3d, 1 do 1 itd. Jedyną konkurencją dla tej odżywki może być botoks i keratyna, którą planuje zrobić sobie niebawem. No zobaczymy. Na ten czas, polecam! 


5. Avon Care Oczyszczająco-tonizująca woda różana. Była to pierwsza woda różana, po którą sięgnęłam kiedykolwiek, więc mam do niej sentyment. W  życiu nie pomyślałabym, że zwykła woda o zapachu róż, za 6 zł sprawi, że moja skóra będzie wyglądała tak niesamowicie dobrze. Tonizuje, oczyszcza, doprowadza do ładu. Teraz zastąpiłam ją wersją z atomizerem z innej firmy, jednak kiedy znowu wyhaczę ją na promocji, to na pewno się w nią zaopatrzę. Moje must have! 


6. Ziaja De-makijaż, dwufazowy płyn do demakijażu oczu. Bardzo dużo osób polecało ten produkt i faktycznie nie można mu wiele zarzucić. Kosztuje kilka złotych, usuwa makijaż oczu jak trzeba, co prawda pozostawia lekko tłusty film na twarzy, ale da się to przeżyć. Co jednak sprawia, że już po niego nie sięgnę? A no fakt, że teraz na rynku mamy milion innych płynów do demakijażu, które zmyją zarówno twarz, jak i oczyszczą oczy. Więc po co się rozdrabniać i marnować czas? 


7. Catrice HD Liquid Coverage Foundation. Podkład do twarzy z pipetką, to jeden z kosmetyków do twarzy, który sprawił mi się świetnie, ale nie zapewnił sobie ponownego zakupu. Dlaczego? Bo jak obiecuje producent, faktycznie całkiem nieźle matuje, nie schodzi z twarzy, nie zapycha, ale jest taki pośredni. Niby dobry, ale jednak dupy nie urywa. Ot kolejny podkład, dostępny na drogeryjnej półce. W podobnej cenie znalazłam podkłady, w których się zakochałam. No cóż, jest w porządku, ale ponownie nie kupię.

                

8. Wet'n'wild Photofocus Foundation Fond de Teint. Uff ciężko było przebrnąć przez tą nazwę. Na początku byłam zachwycona podkładem. Oprócz tego, że strasznie szybko wyświecał się w strefie T, miałam mu niewiele do zarzucenia. Do czasu. Nie wiem czy to ze względu na przechowywanie, czy po prostu z powodu jakości produktu, po pewnym czasie zauważyłam, że schodzi mi z twarzy. Nie delikatnie. On  dosłownie złaził płatami. Wystarczyło, że podrapałam się po nosie, wytarłam chusteczką, dotknęłam pędzlem, a już w tamtych miejscach nie miałam nic. To była gehenna, pomalować się nim i gdzieś wyjść na długo. Odstawiłam go i już do niego nie wracam. I nigdy nie wrócę. Nie polecam, bubel nad bublami. A ktoś go podobno porównywał do Double Wear... 



To już wszystko na dziś. Myślę, że wiele z Was korzystało z tych kosmetyków. Ciekawe czy podzielacie moje zdanie?

Serdecznie Was pozdrawia,
Patolka <3

Komentarze

Popularne posty